Średniowieczne i renesansowe spojrzenie na zjawisko przemijania. Przemijanie jako najbezwzględniejsze prawo natury zajmowało wielu artystów, zarówno tych, którzy poprzedzali Holbeina jak i Bruegla, a także tych, którzy przyszli po nich. W tym dołującym a czasem przerażającym zjawisku jest coś estetycznie pociągającego, dlatego staje się tak atrakcyjne.
W opinii publicznej utarło się przekonanie, że średnia długość życia ludzi w czasach rycerzy, wielkich poetów, bitew i dworskich intryg była znacznie krótsza niż we współczesnym realiach. Dzisiejsi naukowcy często podważają tę teorię i traktują jako zbyt powierzchowną. Statystyki mocno są manipulowane przez wysoką śmiertelność osób w wieku dziecięcym i podeszłym. Nie wyklucza to jednak faktu, że ludzie później starości jak najbardziej dożywali. Mimo to olbrzymia liczba konfliktów zbrojnych nazwijmy to słaby stan bezpieczeństwa publicznego oraz służby zdrowia, mała świadomość higieny i zdrowego trybu życia, zauważalne różnice klasowe, a także ważna rola religii w życiu społecznym, spowodowały, że temat śmierci zajął istotne miejsce w codzienności człowieka. Nic więc dziwnego, że stała się ona również inspiracją dla artystów, którzy dosyć chętnie sięgali do niej podczas tworzenia swoich dzieł. W obecnych czasach, które chyba można nazwać czasami wątpliwej kondycji cywilizacji, warto wrócić do malarskich wyobrażeń na temat przemijania, szczególnie tych średniowiecznych i renesansowych.
,,Legenda o trzech żywych i trzech umarłych" to najprawdopodobniej francuska opowieść z XIII wieku. Przedstawia dość prostą historię, o trzech jeźdźcach - królu, papieżu i księciu (skład różni się w przypadku innych wersji, jednak zawsze są to przedstawiciele wysokich stanów), wybierających się na polowanie. W trakcie podróży przez przypadek trafiają na cmentarz, gdzie spotykają trzech umarłych przedstawicieli kleru. Trupy podejmują dialog z bogaczami i wzywają ich do żalu oraz zmiany swoich priorytetów. Po rozmowie tylko jeden z nich podejmuje decyzje o przemianie, co jego towarzysze uznają za zdradę i postanawiają go zabić. Po dokonaniu zbrodniczego czynu Bóg zsyła na nich śmierć, "która triumfuje nad całą ludzkością". Historia ta uważana jest za genezę malarskiego motywu nazywanego ,,triumfem śmierci".
Triumf śmierci, stał się popularny w ikonografii już w XIV wieku. Malowidła inspirowane tym motywem często ozdabiały cmentarze i kościelne ściany, a Śmierć ukazywały jako szkieleta strzelającego do ludzi z łuku (fotografia po lewej stronie) jadącego na wole lub wozie obleczonym w żałobne całuny. Jednak jednym z najpopularniejszych obrazów wychodzących z tego nurtu, jest dzieło Niderlandzkiego malarza - Pietera Bruegla Starszego (fotografia po prawej), oczywiście o tytule ,,Triumf Śmierci". Praca powstała w 1562 roku, a obecnie znajduje się w hiszpańskim muzeum Prado w Madrycie. Obraz przedstawia wielką bitwę między ludzkością a śmiercią - zmaterializowaną w formie olbrzymich zastępów szkieletów. Cała batalia rozgrywa się w zdewastowanej, apokaliptycznej scenerii. Mimo zaciekłej walki ludzie padają pod naporem uderzeniowej fali wroga. Warto zauważyć, że przedstawiając ofiary zagłady, Bruegl portretuje członków wszystkich stanów. Ofiarami armii Śmierci padają jednakowo królowie, duchowni, rycerze, arystokracja, a także mieszczaństwo, chłopstwo, a nawet niewinne dzieci. W centralnym punkcie widzimy Śmierć z kosą na wychudzonej szkapie (co nawiązuje do pierwszych interpretacji triumfu śmierci) prowadzącą swoją armię, która zapędza ludzkość niczym bydło do wielkiej trumny bez widocznego dna. W prawym dolnym rogu ma miejsce wyjątkowa scena. Ukrywa się tam para zakochanych ludzi, którzy wydają się nie widzieć otaczającej ich katastrofy. Są zapatrzeni w siebie, nie zmienia to jednak faktu, że śmierć i tak ich dopadnie, co więcej, już stoi za ich plecami. Śmierć jest niezwykle potężna, jest niepowstrzymaną siłą destrukcyjną.
Pod koniec średniowiecza spopularyzował się nowy sposób przedstawiania śmierci, zwany danse macabre (taniec śmierci). Mimo względnych podobieństw do triumfu, takich jak bezwzględność Śmierci wobec wszystkich stanów społecznych, taniec jest jego przeciwieństwem. W tym ikonograficznym ujęciu śmierć nie jest wielką siłą, która zaskakuje człowieka. Przemijanie jest oczywistym aspektem życia, z którym każdy jest pogodzony. Bez oporu poddajemy się śmierci i dołączamy do jej tanecznego korowodu. Moment zgonu jest ulotny. Wyobrażeniami danse macabre również ozdabiano kaplice cmentarne, mury otaczające miejsca pochówku czy kostnice.
Jednym z najpopularniejszych przedstawień tańca śmierci, jest to wykonane przez Hansa Holbeina. Pierwsze wydanie pt. „Les Simulachres & historiees faces de la mort” ukazało się w 1538 roku w Lyonie, wydrukowane przez Melchiora i Gaspara Trechsela, a wydane przez księgarzy Jeana i François Frellon. Na pierwsze wydanie składało się 41 drzeworytów, do których później dodano dziesięć nowych. Cykl ilustracji otwierało przedstawienie biblijnego stworzenia pierwszych ludzi oraz popełnienia grzechu pierworodnego. Dopiero na trzecim drzeworycie przedstawiona została Śmierć, w trakcie wygnania Adama i Ewy z Raju. Wyjątkowo rezonuje to z chrześcijańską teologią, w której śmierć człowieka jest nieuchronnym pokłosiem zerwania zakazanego owocu. Ostatecznie jednak Holbeinowi udaje się zawrzeć w swojej pracy dodatkowe treści. Śmierć według artysty jest nieokreślona i niejednoznaczna. Towarzyszy człowiekowi w jego życiu, pomaga mu (np. Adamowi karczować las), ale jest również dynamiczna, w ciągłym ruchu, porywa duchownych, bądź przebija rycerza kopią albo delikatnie przeprowadza starca przez granicę życia i śmierci. Nie jest jej obce przebieranie się. Raz możemy ujrzeć ją w stroju biskupa, gdzie indziej jawi nam się jako uczony albo błazen. Mimo bycia nieokreśloną nie jest straszna, co więcej bohaterowie niektórych scen zdają się kompletnie nie zauważać jej obecności. Człowiek wydaje się być bardziej zaaferowany otaczającymi go powierzchownymi bodźcami codziennego życia, niż niezmiennymi prawami rzeczywistości, jakimi zdecydowanie jest śmierć.